Zamieszczamy tekst homilii wygłoszonej w Święto Świętej Rodziny przez ks. Biskupa Mariana Rojka:
W dzisiejsze święto Św. Rodziny patrząc na Maryję, Józefa i Jezusa, myślimy również o naszych własnych rodzinach, o osobach z którymi żyjemy w bardzo szczególnych relacjach i więzach: o babciach i dziadziach, o rodzicach, córkach i synach, o siostrach i braciach, o wnukach. A tam gdzie ludzie wspólnie żyją pod jednym dachem, pojawiają się zawsze różne sytuacje, piękne, radosne, zachęcające do dziękczynienia, ale również i spięcia a nawet poważne problemy. Dlatego trzeba nam, wciąż na nowo zatrzymywać się przy naszych rodzinach.
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu, Czcigodne Rodziny i małżonkowie, świętujący swoje jubileusze wypowiedzenia wobec Boga i ukochanej żony lub męża sakramentalnych słów i niezmienialnej decyzji: „Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Drodzy córki i synowie, dziadkowie i wnuki, wszyscy tu obecni, modlący się w tej świątyni MB Królowej Polski w Zamościu.
Zaledwie kilka dni po Uroczystości Bożego Narodzenia, Kościół przeżywa święto Św. Rodziny. Szczególne wydarzenie, gdyż ten dzień nie jest dedykowany tylko jednej osobie, ale całej Świętej Rodzinie, czyli Maryi, Józefowi i Bożemu Dziecięciu. A nawet, nie bójmy się pójść jeszcze dalej i rozszerzyć tę rodzinę na najbliższych krewnych. Ludzie za czasów Jezusa żyli w większych zażyłościach i wewnętrznych związkach pokrewieństwa ze swoimi bliskimi z rodziny, niż tego doświadczamy w naszych czasach.
Wielu zbyt sielankowo i optymistycznie wyobraża sobie życie Św. Rodziny. Lecz ono nie ma nic wspólnego z romantyczną atmosferą Bożego Narodzenia, jaką sugerują nam tak różnorodne szopki znajdujące się w naszych świątyniach czy nawet domach, a także ujmujące za serce śpiewane kolędy i pastorałki.
Drogie Rodziny, Matki i Ojcowie, Wy to mocniej czujecie i znacie z własnego doświadczenia, chyba zbytnio nie przesadzę stwierdzając, że ta Święta Noc, to narodzenie Jezusa w Betlejem, pomimo radosnej atmosfery owego wydarzenia, bardziej związane było z chłodem i najzwyklejszym zakłopotaniem Maryi i Józefa.
Oto małe Boże Dziecię, przez swe narodzenie wchodzi w bramy tego wielkiego świata, pojawia się na jego scenie i to wszystko dzieje się nie w bezpieczeństwie oraz cieple rodzinnego domu, lecz o wiele bardziej, gdzieś na obrzeżach miasteczka Betlejem, w nędznej pasterskiej szopie. Nikt nie miał jakiegoś niewielkiego kącika dla spodziewającej się niedługiego rozwiązania brzemiennej Maryi i Jej męża św. Józefa. „Nie było miejsca dla Ciebie w Betlejem w żadnej gospodzie i narodziłeś się Jezu, w stajni, w ubóstwie i chłodzie”.
Może i wam, matki oraz ojcowie, którzy macie za sobą już nie jeden jubileusz, wasz a może nawet także waszych dzieci, taka okoliczność jak dzisiejsze przywołanie własnej małżeńskiej drogi życia, przypomnienie początków tworzenia rodziny, to budowanie od podstaw i szukanie jakiegoś pokoju z kuchnią, aby być ze sobą i dla siebie, aby żyć dla własnych dzieci, dla nich pracować i je wychowywać, to wszystko jeszcze mocniej, zachęci was do dziękowania Bogu i ludziom, za tyle lat wspólnej drogi. Także za nieprzespane noce, zmartwienia, choroby, troski, gdyż to wszystko jest niczym innym jak tylko namacalnym znakiem waszej miłości, do siebie nawzajem i do Boga.
A u Św. Rodziny zaraz po Betlejem pojawiają się jeszcze gorsze wieści, mówiące o tym, że życie Nowonarodzonego jest w niebezpieczeństwie. Herod nastaje na istnienie małego Jezusa, Bożego Dziecięcia i w maniakalnym lęku o samego siebie oraz o swoją władzę, każe po prostu wymordować Betlejemskie dzieci. Św. Józef zawierzył jednak własnemu nocnemu widzeniu, jakie otrzymał od Boga, i swoją rodzinę poprzez ucieczkę do Egiptu, zdążył jeszcze na czas przeprowadzić w bezpieczne miejsce. Otoczył troską to maleńkie życie.
Siostry i Bracia, wy czujecie bardzo dokładnie, jak zagrożony był mały Jezus od samego początku. I wy z pewnością potraficie sobie wyobrazić przynajmniej trochę, że takie niebezpieczeństwo było prawdziwym wyzwaniem dla całej Św. Rodziny, dla Maryi, Józefa i Jezusa. Ponieważ takie sytuacje wciąż trwają i nieustannie się powtarzają, może nawet w waszym osobistym przypadku. Moglibyście dać niejedno świadectwo, dosłownie walki o przetrwanie, o życie, o godziwe jego warunki dla waszej rodziny, o świętość i prawo do wychowywania własnych dzieci w duchu miłości Boga i człowieka.
Zbyt wielu konkretów na temat życia Św. Rodziny nie posiadamy, lecz z całą pewnością można powiedzieć, że Maryja i Józef bardzo sobie wzajemnie ufali i nawet, jeżeli tak można się wyrazić, oboje doskonale byli ze sobą zgrani. Gdyż w innym przypadku, ich miłość nie potrafiłaby wytrzymać napięcia tych wszystkich zagrożeń, jakie pojawiały się wobec ich rodziny.
Być może, że ktoś, kiedyś do was lub do waszych dzieci powiedział takie słowa: „wykapany tatuś”, albo „to masz po swojej mamie”. Rozumiemy dosłownie przez takie, czy zbliżone do tego wypowiedzi, pewne podobieństwa w wyglądzie, a niekiedy nawet wspólne cechy w określonych wewnętrznych postawach, zachowaniach, czy też wykonywanych gestach.
Z całą pewnością również takie podobieństwa można było wówczas dostrzec u Jezusa. Może takie same oczy jak miała Maryja albo też jakąś charakterystyczną cechę z zachowania czy sposobu mówienia św. Józefa. Oczywiście, że tych wspólnych przymiotów było o wiele więcej. A do tego dochodzi przecież jeszcze, ta osobliwa bliskość Jezusa, Bożego Dziecięcia z Bogiem Ojcem, Oni co do tajemnicy swego bóstwa są przecież jedno. W Małym Jezusie ludzie w szczególnie intensywny sposób odczuwali bliskość Boga, czyli można, by to powiedzieć, tak po naszemu: „cały ojciec” w dosłownym tego słowa sensie. Później w swoim nauczaniu Jezus stwierdził: „kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał” (J 12, 45).
Siostry i Bracia wy macie to rozeznanie i przecież tak całkiem obcą dla was nie jest sytuacja rodzinna Maryi, Józefa i Jezusa. Nawet pewne prawdziwe napięcia zostały nam przekazane przez św. Rodzinę. Przypominamy sobie, kiedy to Jezus, tak po prostu, podczas jednej z pielgrzymek do świątyni Jerozolimskiej pozostał tam i Jego Rodzice przypuszczali, że jest w towarzystwie krewnych. Jakie zaskoczenie, gdy się zorientowali, że młodego Jezusa wcale nie ma pośród pielgrzymujących krewnych, ani znajomych.
Jego rodzice niezwłocznie wrócili do Jerozolimy i przepełnieni lękiem o Jezusa wszędzie Go szukali. A gdy Go wreszcie po trzech dniach znaleźli w świątyni, pośród nauczycieli, to jakoś dziwnie nie spotkali się z żadnym słowem przeproszenia, wytłumaczenia, ale może bardziej nawet z jakimiś zarzutem: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2, 49).
Co sobie wówczas Maryja i Józef myśleli? To nam nie zostało przekazane. Ale przecież to może być i jakże często jest doświadczeniem zakłopotanych o swe dzieci rodziców. Co przeżywacie, gdy wasze Pociechy, także i te całkiem dorosłe, zagubią się wam i to na przeróżnych drogach: życia moralnego, duchowego, religijnego, materialnego. A co powiedzieć, gdy jeszcze do tego, potem usłyszycie na wasz ból i zatroskanie słowa zdziwienia, może nawet jakiegoś buntu czy agresji lub pretensji, że się wtrącacie w ich życie.
Kiedy więc dzisiaj przyglądamy się Świętej Rodzinie, to wiemy że nie chodzi nam o jakiś cudowny obraz, sielankowość rodzinną, gdyż w zasadzie taka nie istnieje w żadnej małżeńskiej wspólnocie. Ale bardziej zależny nam na pewnej orientacji, kierunku. W jaki sposób ustawiać to życie rodzinne, aby ono się udało, przyniosło oczekiwany owoc oraz spełniło swoją misję a wam Drodzy Rodzice dało przekonanie zrealizowanego powołania.
Postawmy sobie przy okazji dzisiejszego dnia kilka pytań. Jak wasze dzieci ukazują swoim rodzicom to, że mama i tato są dla nich ważni w ich życiu? Jak wy, rodzice jako małżonkowie odnosicie się do siebie nawzajem? Jak jesteście wrażliwi dla samych siebie i czy ona z czasem nabiera swojej głębi? Czcigodni Rodzice jak obchodzicie się z tym, co dla waszych dzieci jest ważne? Jak w waszych rodzinach kształtowane jest codzienne życie i relacje między dziećmi i rodzicami?
Czy w waszych domach odnajdują wszyscy rzeczywiste bezpieczeństwo a także czy istnieją w nich wzajemne zobowiązania, oraz dojrzała i odpowiedzialna miłość za którą wszyscy się rozglądają, tęsknią, szukają jej i uczą się jej w rodzinie. Czy nawet małe wzajemne konflikty, napięcia, traktuje się u was poważnie i nie pozostawia bez rozwiązania, dostrzegając je również jako szansę na udane rodzinne życie, gdzie nie tylko rodzice są odpowiedzialni za dzieci ale i odwrotnie. Każdy zgodnie ze swoim wiekiem i dojrzałością troszczy się o wspólnotę rodzinną, i pokonując swoje słabości wzajemnie się lepiej rozumiecie.
Święto Św. Rodziny prowadzi nas bliżej do ludzi, których życie i których miłość jest zagrożona – jak wówczas w przypadku św. Rodziny. Pozwala nam to wziąć udział w doświadczeniu osób, których rodzinne życie – z jakichkolwiek powodów – stoi przed jakimiś wyzwaniami. Własne doświadczenia i wołanie tak wielu współczesnych rodziny zaskoczonych słabością człowieka, niszczeniem podstaw rodzinnego życia, nałogami, gonitwą za pieniądzem, egoizmem, wolnością aż po granice rozbicia małżeństw własnych i cudzych, nienawiścią do poczętego i kończącego się życia, to wszystko prosi o naszą codzienną modlitwę. Krzyczy o to, by powiedzieć światu, że jest możliwa także dzisiaj rodzina święta, kochająca Boga, siebie, bliźnich, Ojczyznę, i każde życie, zatroskana o wieczne zbawienie nie tylko swoje.
Św. Rodzina dobrze wie, że nie ma życia rodzinnego i małżeńskiego bez jakichkolwiek trudności, nie ma dróg prostych i łatwych. Życzę wam jednak, abyście zawsze na skrzyżowaniach tych wszystkich życiowych ścieżek odnajdywali właściwy kierunkowskaz, gdzie i jak dalej podążać do celu.
Zakończę słowami świątecznych życzeń jakie otrzymałem na Boże Narodzenie:
Jak troską otoczyć życie?
Maryja dobrze wie!
Z czułą miłością tuląc
Boskie Niemowlę Swe.
Pokaże Go Aniołom,
Pasterzom i Mędrcom też.
Józefa sen zrozumie:
Uciekaj! Dziecię bierz!
Otoczmy troską życie
Bożej dzieciny wśród nas,
Bo Herod ciągle żyje
tylko zmienia swą twarz.
Niech Nowonarodzony
wciąż błogosławi Tym,
co bronią godności życia
nie szczędząc trudów i sił. Amen.