I ślubuję ci miłość, wierność, oraz to, że nie opuszczę cię aż do śmierci.

Miłość jest wielokształtna. To nie tylko uczucie erotyczne; to przede wszystkim: widzenie wartości, szacunek, troska, odpowiedzialność i oddanie. Jest ona „sztuką”, której można i trzeba się uczyć do końca życia. Miłość na co dzień odżywia się „drobiazgami”, których znaczenie ludzie epoki mikroelementów winni szczególnie cenić (kultura, uprzejmość grzeczność).

Grzechem jest:
– tolerować egoizm, zabiegając o swoje dobro, o swoją „cząstkę”, nie licząc się z drugą osobą;
– nie sprowadzać słowa „mój” do „nasz” – w małżeństwie wszystko „nasze”;
– nie dostrzegać specjalnej sytuacji duchowej drugiej strony ? i nie wczuwać się w tę sytuację (choroba, zmęczenie, wyczerpanie nerwowe);
– nie znać newralgicznych punktów charakteru swego współmałżonka, albo znając, ranić je intencjonalnie lub przez brak delikatności;
– jednostronnie i arbitralnie załatwiać sprawy rodziny i domu; nie dzielić w duchu ofiarnej miłości pracy domowej, ciężarów i kłopotów dnia, wprowadzając rozdzielnik: „ile ty, tyle ja”;
– pozostawiać po sobie brudy i nieporządek z myślą , że „on”, „ona” posprząta (łazienka, popiół z papierosów, papiery itp.);
– pozwalać się obsługiwać z lenistwa i gruboskórności;
– zamykać się w tajemniczym, urażonym milczeniu, nadąsaniu (nie wiedzieć o co);
– wdzierać się wścibsko i natrętnie w przyczyny „czarnego dnia”, powodując pogłębienie depresji;
– odrzucać opryskliwie gesty pojednania, pomocy, czułości;
– w rozmowach i dyskusji ulegać irytacji, podnosić głos, używać poniżających epitetów i wulgarnych słów;
– po konflikcie długo nosić w sercu gniew i urazy – nie dążyć do pojednania niezależnie od tego, czyja racja zwycięża;
– za wszelką cenę dążyć do wykazania i przeprowadzenia „swojej” racji;
– nie pozostawić drugiej osobie możliwości „zachowania twarzy”;
– ranić miłość własną współmałżonka, podkreślając swoje racje („aha! miałem rację”);
– cieszyć się z upokorzenia i porażek współmałżonka;
– stwarzać w domu klimat napięć i niepokoju („przyczepiać” się do byle czego i kogo);
– w konfliktach i trudnościach ułożenia życia widzieć winę tylko po stronie współmałżonka;
– nie interesować się pracą zawodową i sukcesami współmałżonka;
– zanudzać go przechwałkami o własnych sukcesach i zaletach;
– podkreślać swoją „wyższość” w płaszczyźnie inteligencji, wykształcenia lub „pochodzenia społecznego”;
– nie znajdować słowa uznania i pochwały za wkład pracy, sukcesy i gusty współmałżonka (urządzenie mieszkania, strój, uczesanie, potrawy);
– rzadko używać słów; „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”; – mimo zmęczenia i kłopotów nie zdobyć się na spokój, pogodę, humor;
– należeć do tych, którzy okazują kurtuazję uprzejmość tylko na „wynos”;
– nie dbać o wspólne imprezy i rozrywki (wczasy, wycieczki, odwiedziny);
– zapominać o uroczystościach rodzinnych, jak rocznica ślubu, imieniny, jubileusze;
– zapomnieć, że bieżące konflikty rozwiązuje się najłatwiej przez słowo lub gest przebaczenia i czułości (pocałunek);
– wyrażać pryncypialnie swój zawód i rozczarowanie z powodu niepoprawnych wad współmałżonka – stwarzając wrażenie, że „sprawa beznadziejnie przegrana”;
– przypominać i wypominać grzech przeszłości, niedotrzymane obietnice;
– nie dość okazywać opieki, wyrozumiałości i cierpliwości swojej żonie w okresie ciąży;
– przesadnie chwalić inne żony i mężów wobec współmałżonka;
– za mało podejmować pracy nad przemianą, doskonaleniem swojej osobowości według wskazań Ewangelii;
– za mało modlić się jedność i miłość z Bogiem i ze sobą;
– lekceważyć ubezpieczającą i ubogacającą się rolę „wspólnoty rodzin”, „Rodziny Rodzin” (grupy nieformalne małżeństw chrześcijańskich).