Każdy jest odpowiedzialny za dar życia, najbardziej jednak odpowiedzialni za ten dar są rodzice. Najwznioślejszym aktem tej odpowiedzialności jest przekazywanie życia przez akt zrodzenia, dokonany przez mężczyznę i kobietę w małżeństwie. Rodzice obdarzając życiem uczestniczą w działaniu stwórczym Boga, a poprzez wychowywanie stają się oboje uczestnikami Jego ojcowskiej, a zarazem macierzyńskiej pedagogii. Boskie Ojcostwo — według św. Pawła — jest prawzorem dla wszelkiego rodzicielstwa we wszechświecie, a szczególnie jest prawzorem dla macierzyństwa i ojcostwa ludzkiego. Poprzez ten akt zrodzenia, Bóg dał człowiekowi specjalne uczestnictwo w stwórczym dziele Boga. Rodzice biorą udział w dziele współstwarzania i wychowania dzieci.

Rodzice mają nad dzieckiem władzę, nie z mocy prawa czy tradycji, lecz od Boga, którego są współpracownikami. Jej zakres i charakter zmienia się w miarę dorastania dziecka, nie można się jej wyrzec, jak też nie można jej nadużywać. Bezpośrednimi wychowawcami w stosunku do swoich dzieci pozostają zawsze na pierwszym miejscu rodzice. Rodzice mają też w tej dziedzinie pierwsze i podstawowe uprawnienia. Są wychowawcami, ponieważ są rodzicami.

Rodzic góruje nad dzieckiem wiedzą i doświadczeniem oraz siłą fizyczną. Dzieci natomiast przewyższają rodzica wrażliwością, szczerością swych relacji, świeżością w odbiorze wrażeń i wielką dynamiką młodego, rozwijającego się organizmu. Wychowanie jest procesem działającym w obu kierunkach.  Rodzic wychowując, sam dojrzewa. Ucząc człowieczeństwa swoje dziecko, sam też poznaje je na nowo i uczy się go na nowo. Ten proces chrześcijańskiego wychowania, który jest  wychowaniem do pełni człowieczeństwa, tak naprawdę trwa przez całe życie.

Nie ma nic piękniejszego nad miłość ojca i matki do dzieci. Czy jednak dostatecznie pamięta się o tym, że miłość ta, jeśli nie ma hamować pełnego rozwoju dzieci, musi stopniowo przeobrażać się w swoich przejawach i wymaganiach? Rodzice zbyt często zapominają o konieczności tej ewolucji i jest to przyczyną wielu konfliktów uczuciowych, które zbijają z tropu najbardziej oddanych ojców i załamują najczulsze matki. Trzeba przy tym pamiętać, że konsekwencje takiego postępowania w swoim życiu odczują najbardziej ci, co do których właśnie ta niewłaściwie formowana miłość była kierowana.

W wychowaniu dzieci nie chodzi o to, by były grzeczne jak z obrazka. Dziecko nie jest stworzone po to, by być obrazkiem, lecz by podjąć kiedyś odpowiedzialność za siebie, swoje życie i życie osób, wokół których to jego życie będzie się toczyło. Do tego właśnie trzeba je przygotować. Pomóc zdobyć ufność we własne siły, dzięki której odważy się czuć i myśleć samodzielnie. Samodzielnie rozważać wybór między dobrem i złem, i odnaleźć źródło miłości, samego Boga, od którego pochodzi. Nie można pominąć dwóch fundamentalnych prawd: po pierwsze, że człowiek jest powołany do życia w prawdzie i miłości; po drugie, że każdy urzeczywistnia siebie przez bezinteresowny dar z siebie samego.

Dziecko to przecież przyszły dorosły, osoba, która przez korzystanie ze swej wolności ma zbudować własną przyszłość. Dziecko jest osobą powierzoną rodzicom przez Boga. Dziecko nie jest dla rodziców, lecz rodzice są dla dziecka.

Rodzice zbyt często pragną aby dziecko było nie samym sobą, ale kimś kogo oni sobie wymarzyli. Zbyt wyłącznie próbują narzucić dziecku swój sposób odczuwania i swój punkt widzenia, zamiast sprzyjać jego naturalnemu rozwojowi. Utożsamiają je ze sobą, zamiast starać się je zrozumieć i skutecznie mu pomóc. Chcą, by stało się wyśnionym wzorem, zapominając, że  jest i ma być sobą. Jeśli coś jest od Boga, tego człowiek nie powstrzyma. Tajemnica szczęścia rodziców tkwi w tym, aby dążyć nie do urzeczywistniania własnego marzenia, lecz do uzgodnienia własnych pragnień z tym, co Bóg w stosunku do ich dzieci zamierzył, w jaki szczególny sposób ich obdarował i będzie oczekiwał rozwijania tego daru czy „talentu”. Dzieje się tak, ponieważ rodzice zapominają często o podstawowej zasadzie, że wychowywanie dzieci to „przyzwyczajanie ich do obchodzenia się bez nas”.

Miłość rodzica  polega na zapomnieniu o sobie i poświęceniu, bez wypowiadania trudnych słów: „z ilu to rzeczy zrezygnowali, czy ile to  poświęcili”. Prawda jest taka, że teraz oni w sposób najbardziej naturalny, przejęli pałeczkę po swoich rodzicach, włączając się w misję jaką Bóg obdarował człowieka – mężczyznę i niewiastę – misję przekazywania obrazu Boga z człowieka na człowieka. Autor Listu do Efezjan pisze: „Bądźcie… naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze i dani na wdzięczną wonność Bogu”. Gotowość podjęcia trudu i gotowość do wyrzeczenia jest miarą miłości. Dziecko, mając przed sobą taki wzór posłuszeństwa Bogu, gdy dorośnie, tym więcej zachowa w stosunku do rodziców miłości i wdzięczności, im bardziej zrozumie – i bez ciągłego przypominania im o tym – jak wiele zawdzięcza tym, którzy poświęcili się mu bezinteresownie. W ten sposób dzieci, wypełniając swoje osobiste powołanie, będą dla rodziców w przyszłości żywą nagrodą.

W ofierze wychowania dziecka, żadnej łaski Panu Bogu nie robimy. Przecież to jest Jego dziecko, On dał mu życie, a rodzice mu je przekazali. On powierzył im je na lata wychowania, a potem  „opuszcza mężczyzna ojca swego i matkę swoją…” ( Rdz 2,24 ) i idzie zakładać swoją rodzinę, czy służyć ludziom jako kapłan czy siostra.
Tę trudną prawdę muszą poznać wszyscy rodzice: to jest moje dziecko, ale jeszcze bardziej jest własnością Boga. W pojmowaniu tej trudnej prawdy nie jesteśmy sami. Musiała uczyć się jej także Maryja. Choć święta ponad wszystkich ludzi, musiała podejmować trud ofiarowania Jezusa Panu Bogu. Ona również nie mogła zatrzymać Go dla siebie. Jezus był jej … i nie był jej. Na swój sposób sytuacja bardzo podobna do sytuacji każdego ojca, każdej matki.

Dla każdego rodzica, trudnym momentem jest, gdy musi wypuścić dziecko ze swoich opiekuńczych ramion i zgodzić się na jego służbę realizowaną na przeróżny sposób: czy to w życiu rodzinnym, czy służbę Kościołowi, czy też pracę zawodową i społeczną.  W każdej rodzinie przeplatają się chwile smutku i radości. Święty Paweł zachęca: „radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się”.

Świadomość, że „Nasze dziecko jest dzieckiem Boga”, nadaje rodzicom zwielokrotnionej odpowiedzialności. Nie wolno uczyć je zła, bawić się nim, ale trzeba służyć jego świętości, dla niego umierać. Pomimo wszystkich dzisiejszych trudności, rodzice winni ufnie i z odwagą kształtować w dzieciach istotne wartości życia ludzkiego, kształtując przekonanie, iż człowiek więcej wart jest z racji tego kim jest (dzieckiem Boga), niż ze względu na to, co posiada.

Jak w każdej Bożej myśli, jest i tu sens głębszy. Ta służba rodzica, miłość do dziecka ze względu na miłość do Boga, owocuje wzrastaniem w człowieczeństwie i w świętości jego samego. Będąc dla dziecka w darze, rodzic upodabnia się do wzoru miłości, do samego Boga, który jest najlepszym pedagogiem.

Chodzi o to, aby podjąć całe to potencjalne bogactwo, jakim jest każdy człowiek rozwijający się pośród rodziny; chodzi o to, aby nie pozwolić mu zginąć albo ulec degeneracji, natomiast zaktualizować je w coraz dojrzalsze człowieczeństwo. I jest to również proces wzajemny: wychowawcy – rodzice są równocześnie w pewien sposób wychowywani.

Proces wychowawczy prowadzi do fazy, do której się dochodzi wtedy, gdy po osiągnięciu pewnego stopnia dojrzałości psychofizycznej człowiek zaczyna „wychowywać się sam”. Z biegiem czasu owo samowychowanie przerośnie poniekąd dotychczasowy proces wychowawczy. Przerastając, nie przestaje jednak w dalszym ciągu z niego wyrastać.

Wychowanie jest więc przede wszystkim obdarzaniem człowieczeństwem — obdarzaniem dwustronnym. Rodzice obdarzają swym dojrzałym człowieczeństwem nowo narodzonego człowieka, a ten z kolei obdarza ich całą nowością i świeżością człowieczeństwa, które z sobą przynosi na świat. Nie przestaje to być aktualne również w przypadku dzieci ułomnych i niedorozwiniętych fizycznie lub psychicznie. Pod tą postacią również objawia się człowieczeństwo, które może być wychowawcze i to w sposób szczególny. (…) Kościół pyta przy ślubie: „Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?”

Droga ta nazywa się również drogą doskonałości. Wezwanie człowieka do doskonałości było formułowane przez myślicieli i moralistów świata starożytnego, a także później, w różnych epokach dziejów. Wezwanie biblijne posiada swój całkowicie oryginalny profil. Jest szczególnie wymagające, gdy ukazuje człowiekowi doskonałość na podobieństwo samego Boga. Równocześnie w takiej właśnie postaci wezwanie to odpowiada całej wewnętrznej logice Objawienia, według której człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga samego. Tak więc wezwanie do doskonałości należy do samej istoty powołania chrześcijańskiego. Słyszymy w kazaniu na górze: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”. Właściwej więc sobie doskonałości, każdy – tak rodzic, jak i dziecko – winien szukać na gruncie tego obrazu i podobieństwa. I tu jedną z dziedzin, w której rodzina odgrywa niezastąpioną rolę, jest wychowanie religijne.

Na tym tle w nowy sposób zarysowuje się znaczenie czwartego przykazania: „Czcij ojca twego i matkę twoją”. Pozostaje ono w związku z całym procesem wychowania człowieka. Rodzicielstwo, ten pierwszy i podstawowy fakt obdarzania człowieczeństwem, otwiera przed rodzicami i dziećmi daleko wiodącą perspektywę. Zrodzenie co do ciała oznacza początek dalszego „rodzenia”, stopniowego i wielostronnego rodzenia poprzez cały proces wychowania. Przykazanie Dekalogu wymaga od dziecka czci dla ojca i matki. To samo przykazanie nakłada na rodziców obowiązek niemal „symetryczny”. Również oni powinni „czcić” swoje dzieci, zarówno małe, jak i dorosłe. Ta sama postawa jest istotnym i koniecznym warunkiem każdego wychowania. „Zasada czci”, czyli afirmacji człowieka jako człowieka, nie przestaje być warunkiem prawidłowego procesu wychowawczego.

Ewangelia miłości jest niewyczerpalnym źródłem wszystkiego, czym karmi się ludzka rodzina. W miłości znajduje oparcie i ostateczny sens cały proces wychowawczy jako dojrzały owoc miłości rodzicielskiej. Poprzez wszystkie trudy, wszystkie cierpienia i zawody, jakie idą w parze z wychowaniem człowieka, miłość wciąż zdaje wielki egzamin. Aby zdać ten egzamin, trzeba źródła duchowej mocy. To źródło znajduje się nieodmiennie w Tym, który „do końca […] umiłował”. Widać, jak bardzo wychowanie należy do całej cywilizacji miłości: od niej zależy i w wielkiej mierze przyczynia się do jej zbudowania. Nieustanna i pełna miłości modlitwa Kościoła jest modlitwą o wychowanie człowieka, modlitwą o to, ażeby rodziny podejmowały odważnie i z ufnością swoje zadania wychowawcze pomimo trudności, które niekiedy wydają się nie do pokonania. Kościół modli się, ażeby zwyciężyły siły cywilizacji miłości, które płyną z Boskiego źródła; siły, którym nieodmiennie służy on dla dobra całej rodziny ludzkiej, będącej w „drodze do Ojca”.

Dorota Szatraj



B i b l i o g r a f i a:

Jan Paweł II, List do Rodzin, Rzym 1994, nr 16
Jan Paweł II, Redemptionis donum, Rzym 1984,
Półtawska W., Przygotowanie do małżeństwa, Kraków 1993, s. 155
Wójcik E., O wychowaniu dzieci i młodzieży, Pelplin,1993, s. 196
Pawlukiewicz P., Z rodzicami spokojnie o młodzieży, Warszawa 1996, s. 140
Courtiis G., Rady dla rodziców, Olsztyn 1990, s. 108
Cykl 25 katechez przedmałżeńskich, red. J. Buxakowski, Pelplin 2004, s. 264